niedziela, 23 czerwca 2019

Pierogi....

Pewnie  w okolicach września będę miała ich dość, pod warunkiem, że goście będą zamawiać obiady czy obiadokolacje. Na razie lepienie pierogów wciąż lubię. Przyjemność tym większa, gdy sprawiam nimi radość moim gościom. Jakie pierogi robię dla gości? Według uznania, lubelskie, z bobem, z mięsem, z owocami, ruskie. Co kto lubi....Teraz miałam gości ( w ubiegłym roku na Boże Ciało też odwiedzili Odpoczynek nad Potokiem), którzy codziennie na obiad chcieli jeść pierogi. Poszaleć nie mogłam, bo goście z dietą lekkostrawną, z racji wrzodów żołądka, ale ja lubię takie wyzwania. Zupka leciutka, z rosołku zdjęty tłuszczyk, pomidorowa czy jarzynowa zabielona mleczkiem. Pierogi z mięsem, oczywiście chudym, bez cebuli czy czosnku, odrobina soli, ciut majeranku i kminku. I kolejne, pierożki z serem, czyli chudy ser, ciut kaszy manny, i tylko ulepić. A na deser też lekko...drożdżowe i sernik na zimno. Z racji, że ciężko znaleźć odpowiedni przepis to wymyśliłam sama. Biszkopt  z dwóch jaj, bez proszku do pieczenia, pół kg sera chudego zmiksowane i do tego dodane pół litra mleka zagotowanego z cukrem i agarem. Na wierzch 750 g zmiksowanych truskawek i samodzielnie zrobiona galaretka na bazie karagenu. W godzinkę sernik na zimno jest pięknie zastygnięty i gotowy do zjedzenia. Tak bardzo gotowy, że zanim pomyślałam, to nie było z czego zdjęcia zrobić. I co jest najważniejsze? Nie tylko smakowało, ale przede wszystkim nie szkodziło moim gościom. I wiem, że wrócą...
P.S.Wiem, że długo nie pisałam. Sama nie wiem dlaczego. Teraz obiecuję, że w każdym tygodniu na moim blogu pojawią się co najmniej dwa wpisy....Przysięgam...Jeśli nie, to przyjmę na klatę każdą karę...Zobowiązuję do jej wyznaczenia moich czytelników...pod warunkiem, że ich mam.