piątek, 11 lipca 2014

gdy kończą się czereśnie...

Czereśnie zawładnęły mną całkowicie....właśnie zerwałam porcję na jutro i piję drinka, bowiem mokro było (nie że się nawodniłam, ale mokro i zimno, więc piję, żeby się rozgrzać, wczoraj pomogło, to dzisiaj też powinno). Porcję nie do zjedzenia bynajmniej, a do sprzedaży.W trakcie rwania obmyślałam menu dla moich gości, tym razem z Łodzi (ostatnio był u mnie Poznań w postaci 2 małżeństw i psa Lili, cudnego pieseczka, jeśli mam być dokładna, a Państwo Asia, Laura, Tomek i chyba Michał równie cudowni...aż smutno było, jak pojechali; po tylu dniach u mnie byli niczym rodzina). Ta, co ma przyjechać, Pani Ania ( z Łodzi) mówiła, że bardzo lubią kluski i pierogi...to i tatuś się przy nich pożywi, hihi. I że też chcą zjeść coś regionalnego i że nie wierzy w połączenie sera i kaszy gryczanej....no to ja jej pokażę :) może nie pierogi, bo tych akurat nie lubię (ci co czytają proszeni są o nieinformowanie o tym fakcie pana Zenona, bowiem on wierzy, że ja uwielbiam pierogi z kaszą gryczaną i serem, tak dobrze to ukrywam przez całe swoje życie), ale upiekę gryczaka, którego kocham, w wersji janowskiej. Biłgorajski jest taki se. Oj, aż mi ślinka cieknie...Chyba ukradkiem zrobię sobie drugiego i ostatniego drinka, coby zabić w sobie myśl o kaszaku. Zaraz, zaraz, skąd na moim stoliku trzy szklanki?!

niedziela, 8 czerwca 2014

Jest nas dwoje

Jest nas dwoje, a dwie właściwie, bo oprócz strony blogowej, jest strona oficjalna Odpoczynku nad Potokiem. Ale ta pierwsza i mniej oficjalna na pewno ważniejsza, bo póki co, częściej czytana i bardziej szczera. Co nie znaczy, że na tej oficjalnej jakieś przekłamania, o co to to, to nie. Choć wiem, że powinnam tam dodać wszystkie swoje dyplomy, zaświadczenia o ukończonych kursach i decyzję Sanepidu. Obowiązkową dla wszystkich prowadzących agroturystykę, a jak się przekonałam, występującą u bardzo nielicznych. A Sanepidu nie ma się co bać. Powiem więcej....Sanepid, póki co należy do moich ulubionych urzędów...oczywiście w kwestii mojej działalności agroturystycznej, bo jednak zawsze będę pamiętać o Starostwie Powiatowym w Krasnymstawie. Po naszym puławskim Sanepidzie jest miejscowy Urząd Skarbowy, a potem długo długo nic....C'est la vie. Ale do cholery, ci ludzie pracują nie za swoje pieniądze, więc jeśli nie uprzejmi, to przynajmniej powinni być kompetentni....A może tylko ja mam takiego pecha?

niedziela, 11 maja 2014

pseudokulinaria

Chciałam dziś zrobić racuszki...ot, tak do herbatki po kościele, dla rodziców i sąsiadki, która zawsze z nami (dzisiaj z nimi) jeździ. Przypomniało mi się, że nie tak dawno czytałam o pewnym projekcie kulinarnym, co ważne związanym z tradycją. Chodziło o Borzechów. Wygooglowałam i czytam zdumiona, bowiem w przepisie jest jogurt naturalny...Czy ktoś kiedyś słyszał na wsi, żeby używać jogurtu naturalnego?! Na miłość boską, wydaje się niektórym, że kulinaria to taka łatwa dziedzina i namnożyło się tych pseudofachowców z bożej łaski, co występują w TV, w radiu i w gazetach podają takie bzdury...jogurt naturalny do racuszków, albo rosołek i także jogurt do zupy sałatowej....i powstanie danie tradycyjne, naszych babć, dziadków, czy jeszcze ze dwa pokolenia wstecz...a unia płaci za te bzdurne projekty... racuszki zrobiłam więc po swojemu, i po dawnemu zarazem, ze zsiadłym mlekiem.

sobota, 3 maja 2014

Pierwsi goście...

Pierwsi goście u mnie byli...i już pojechali...cisza aż w uszach dzwoni....tyle radości dają dziecięce głosiki, bo przy okazji gości, że względu na Julkę  zamieszkał u mnie Wikuś. Pierwsi goście to sprawdzian, co jeszcze trzeba dokupić czy zmienić...przede wszystkim nie odkładać sprzątania na ostatnią chwilę, bo może dojść do spotkania gości z mopem;) Zapomniałam o mydle w płynie...a jak się mieszka na wsi i 1 maja sklep zamknięty, to nie ma zmiłuj. Z obiadem się wyrobiłam (był barszczyk, paszteciki drożdżowe i gołąbki), a na deser napoleonka. Goście mówili, że zadowoleni, więc chyba zadowoleni, prawda?

czwartek, 10 kwietnia 2014

A dzisiaj znowu był u mnie Sanepid. Tak się potocznie mówi, oczywiście chodzi o Inspektora tejże placówki. Ja nie wiem, czemu ludzie się tak boją, a może ja mam po prostu idealny porządek;) Nie wiem, co napisał Pan Krzysio, bo jego pisma nie da się rozczytać, domyślam się, że te krótkie na dole to "brak uwag", ale głowy nie daję. Kartek napisał ze sześć. I na coś w końcu przydała się moja firmowa pieczątka. W każdym razie Pan Inspektor powiedział, że wszystko dobrze i że zobaczymy się za rok. Mam nadzieję, że w międzyczasie wpadną do mnie jacyś turyści, żebym miała co napisać w tym rejestrze,czy jak to się nazywa. Gdzieś notowałam te zalecenia, ale to było w czerwcu ubiegłego roku, więc zdążyłam zapomnieć. Mam nadzieję, że się rozczytam.

czwartek, 27 marca 2014

jednak żyję...

Ależ długo mnie tu nie było..niczym niedźwiadka, który zapada w zimowy sen i budzi się dopiero na wiosnę...choć ja się jeszcze nie obudziłam do końca...w sumie można jeszcze podrzemać, bo sezon turystyczny zaczyna się z reguły w maju, ale moja drzemka jest bardzo czujna. Zamówiłam wizytówki, tablicę przed dom i lada moment ruszy stronka. Tworzę właśnie do niej teksty. Od dwóch tygodni...i bynajmniej nie jest to kolejna część przygód Marty Bednarskiej, ale zaledwie kilkanaście stron opisu......Cała ja;)))))