piątek, 20 grudnia 2019

świąteczne klimaty...

Wpadł mi dziś na lokalnej grupie noclegowej post o tym, że gdzieś tam wieczerza wigilijna od osoby ma kosztować 128 złotych, plus nocleg, plus obiad 75 złotych. Ceny śniadania nie podano. I włos mi się zjeżył na głowie...Jakoś pod koniec pierwszej dekady listopada przygotowałam i umieściłam ofertę świąteczną, w cenie 100 złotych za osobę. Z noclegiem i wyżywieniem. Zapytań było dużo, nawet aż za dużo, bo jedna pani ze trzy dni mnie zasypywała pytaniami, w międzyczasie przyjęłam dwie rezerwacje na Wielkanoc, a summa summarum na Boże Narodzenie przyjadą do mnie tylko dwie osoby. Spotkałam wczoraj koleżankę, która pracuje od wielu lat w jakimś tam ośrodku w K. i oceniła, że moja oferta była za tania. I mimo iż jestem osobą, którą niewiele jest w stanie zaskoczyć, to tak, zdziwiona jestem. Lepiej jechać tam, gdzie drożej? Mam tylko dobre opinie w internecie, jedzenia nie żałuję, wszystko robię sama, a jednak gości tym nie zainteresowałam. Może na następne święta rzucę cenę 200 procent wyższą?!

środa, 10 lipca 2019

Czy są wolne pokoje?

Północ...Pytanie na mess o wolny pokój z 13 na 14 lipca. Ponieważ od marca ten termin zajęty, więc odpisuję od razu, że niestety, nie mam wolnych pokoi. A które weekendy ma pani wolne w wakacje? Tu już z głowy taka mądra nie jestem, więc opuszczam nagrzane już łóżeczko, idę na dół, szukam kalendarza, kartkuję, sprawdzam, liczę i wypisuję wolne weekendy wakacji. Za chwilę znowu sygnał nadchodzącej wiadomości. Nie, tu nam nic nie pasuje, my chcemy z 13 na 14 lipca.

niedziela, 23 czerwca 2019

Pierogi....

Pewnie  w okolicach września będę miała ich dość, pod warunkiem, że goście będą zamawiać obiady czy obiadokolacje. Na razie lepienie pierogów wciąż lubię. Przyjemność tym większa, gdy sprawiam nimi radość moim gościom. Jakie pierogi robię dla gości? Według uznania, lubelskie, z bobem, z mięsem, z owocami, ruskie. Co kto lubi....Teraz miałam gości ( w ubiegłym roku na Boże Ciało też odwiedzili Odpoczynek nad Potokiem), którzy codziennie na obiad chcieli jeść pierogi. Poszaleć nie mogłam, bo goście z dietą lekkostrawną, z racji wrzodów żołądka, ale ja lubię takie wyzwania. Zupka leciutka, z rosołku zdjęty tłuszczyk, pomidorowa czy jarzynowa zabielona mleczkiem. Pierogi z mięsem, oczywiście chudym, bez cebuli czy czosnku, odrobina soli, ciut majeranku i kminku. I kolejne, pierożki z serem, czyli chudy ser, ciut kaszy manny, i tylko ulepić. A na deser też lekko...drożdżowe i sernik na zimno. Z racji, że ciężko znaleźć odpowiedni przepis to wymyśliłam sama. Biszkopt  z dwóch jaj, bez proszku do pieczenia, pół kg sera chudego zmiksowane i do tego dodane pół litra mleka zagotowanego z cukrem i agarem. Na wierzch 750 g zmiksowanych truskawek i samodzielnie zrobiona galaretka na bazie karagenu. W godzinkę sernik na zimno jest pięknie zastygnięty i gotowy do zjedzenia. Tak bardzo gotowy, że zanim pomyślałam, to nie było z czego zdjęcia zrobić. I co jest najważniejsze? Nie tylko smakowało, ale przede wszystkim nie szkodziło moim gościom. I wiem, że wrócą...
P.S.Wiem, że długo nie pisałam. Sama nie wiem dlaczego. Teraz obiecuję, że w każdym tygodniu na moim blogu pojawią się co najmniej dwa wpisy....Przysięgam...Jeśli nie, to przyjmę na klatę każdą karę...Zobowiązuję do jej wyznaczenia moich czytelników...pod warunkiem, że ich mam.