niedziela, 11 maja 2014

pseudokulinaria

Chciałam dziś zrobić racuszki...ot, tak do herbatki po kościele, dla rodziców i sąsiadki, która zawsze z nami (dzisiaj z nimi) jeździ. Przypomniało mi się, że nie tak dawno czytałam o pewnym projekcie kulinarnym, co ważne związanym z tradycją. Chodziło o Borzechów. Wygooglowałam i czytam zdumiona, bowiem w przepisie jest jogurt naturalny...Czy ktoś kiedyś słyszał na wsi, żeby używać jogurtu naturalnego?! Na miłość boską, wydaje się niektórym, że kulinaria to taka łatwa dziedzina i namnożyło się tych pseudofachowców z bożej łaski, co występują w TV, w radiu i w gazetach podają takie bzdury...jogurt naturalny do racuszków, albo rosołek i także jogurt do zupy sałatowej....i powstanie danie tradycyjne, naszych babć, dziadków, czy jeszcze ze dwa pokolenia wstecz...a unia płaci za te bzdurne projekty... racuszki zrobiłam więc po swojemu, i po dawnemu zarazem, ze zsiadłym mlekiem.

sobota, 3 maja 2014

Pierwsi goście...

Pierwsi goście u mnie byli...i już pojechali...cisza aż w uszach dzwoni....tyle radości dają dziecięce głosiki, bo przy okazji gości, że względu na Julkę  zamieszkał u mnie Wikuś. Pierwsi goście to sprawdzian, co jeszcze trzeba dokupić czy zmienić...przede wszystkim nie odkładać sprzątania na ostatnią chwilę, bo może dojść do spotkania gości z mopem;) Zapomniałam o mydle w płynie...a jak się mieszka na wsi i 1 maja sklep zamknięty, to nie ma zmiłuj. Z obiadem się wyrobiłam (był barszczyk, paszteciki drożdżowe i gołąbki), a na deser napoleonka. Goście mówili, że zadowoleni, więc chyba zadowoleni, prawda?