sobota, 4 kwietnia 2015

Zapowiadana przeze mnie w ostatnim poście pani Ania z miasta Łodzi jest u mnie znowu....Byłaby już trzeci raz, ale w Sylwestra Odpoczynek nad Potokiem był zajęty (o tym w następnym wpisie)...I to jest najpiękniejsze, gdy goście do nas wracają....choć nie zawsze można się tego spodziewać...pierwsza noc pani Ani u nas była burzliwa....jej pies walczył z myszą, która kradła mu jedzenie....jazgot na cały dom...ja przerażona,no bo skąd mysz na poddaszu?! Naiwna byłam mimo 42 lat...teraz mam rok więcej, ale naiwność nie znikła...czy nie zniknęła?! Pies brał...grunt, że mysz znikła....ale ale...drugiej nocy w pokoju pojawił się....nietoperz...autentycznie płakałam....początek Odpoczynku, ja staram się, żeby wszystko było perfekcyjne, a tu taki niefart...no nic...myślę sobie, przez te łzy...nie zarobię, nie wykażę się...planowane kluski zje Zenuś...a rano...byłam przekonana, że pani Ania ucieknie, gdzie pieprz rośnie, no bo po myszy i nietoperzu, to tylko niedźwiedzia albo dzika można się spodziewać....a goście...oaza spokoju...zapowiedzieli powrót...i właśnie jest...i już pani Ania jest Anią....jest jak wcześniej miło i sympatycznie...na obiad była fasolowa (bo to ulubiona zupa męża Ani), na drugie żeberka w miodzie z kluskami śląskimi (goście zaskoczeni, że pamiętam, kto co lubi)...na deser moje ciasta...4 miesiące praktyki w cukierni CdS zobowiązują...piekłam wczoraj do drugiej...a keks z 8 razy wyciągałam z piekarnika...i nie wychodził, a wypływał...wrzucałam again and again...do skutku....kto powiedział, że tylko barany są uparte?!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz